[recenzja] Period: Cube ~Shackles of Amadeus~




Period: Cube ~Shackles of Amadeus~ posiadałam w swojej kolekcji właściwie od premiery gry, lecz dopiero ostatnio (w ramach sprzątania w zagraconej piwnicy zwanej backlogiem) udało mi się przysiąść i zagrać w tę oto grę. Ciekawiła mnie szczególnie dlatego, że są bardzo podzielone zdania na jej temat – gracze otome, których znam, albo ją uwielbiają, albo nienawidzą. Po przejściu gry, muszę przyznać, zrozumiałam na czym polega ten fenomen…

Tak czy inaczej, rzeczy mają pewien porządek, więc zacznę może od przybliżenia fabuły gry: Kazuha Hanamiya (imię i nazwisko można zmienić) wiedzie spokojne życie siedemnastoletniej uczennicy. W okolicy mieszka jej przyjaciel z dzieciństwa, w domu czekają kochający rodzice, a nieco dalej znajduje się uniwersytet, na którym studiuje jej starszy brat (z którym nie jest spokrewniona biologicznie – jest on dzieckiem z poprzedniego związku swojego ojca). Wszystko wydaje się być idealne, aż do momentu kiedy starszy brat Kazuhy, Shiki, nagle przestaje się kontaktować i nikt nie wie, co się z nim dzieje. Zmartwiona dziewczyna wraz ze swoim przyjacielem z dzieciństwa, Hiroyą (który często grał z Shikim w grę zwaną Arcadia i również zmartwił się nagłym zniknięciem chłopaka) decyduje się wyruszyć na poszukiwania swojego ukochanego brata. Próby odnalezienia Shikiego prowadzą do tego, że Kazuha i Hiroya zostają uwięzieni w świecie Arcadii, na tajemniczym serwerze V, który nie powinien istnieć. Na wejściu dowiadują się, że umierając w grze, umrą również w prawdziwym świecie, a jedynym sposobem na permanentny powrót jest przejście przez Arkę, najtrudniejszy, ostateczny dungeon Arcadii. Nie jest to jednak ich jedyne zmartwienie – Kazuha nagle zostaje zaatakowana przez innych graczy, gdyż jak się okazuje, nie jest ona zwykłym graczem, a pełni rolę Almighty – ostatniego miecza z Trinity of Swords, legendarnych mieczy, których zebranie znacznie zwiększa szansę na ukończenie Arki. W ten sposób Kazuha zostaje wplątana w największy bałagan w swoim życiu, zmuszona do próby przetrwania w świecie Arcadii oraz do walki o powrót do prawdziwego świata, po drodze szukając śladów Shikiego, a także wchodząc w różne relacje z innymi graczami, gdyż w tej grze ciężko przetrwać samemu. 
Kazuha zachowuje level 1 przez większość gry, bo po co pozwolić jej stać się silniejszą, jak można grać jej księcia na białym koniu...
Period: Cube jest, jak widać, grą o grze. Opisy fabuły i zapowiedzi malują ją jako niesamowite połączenie gry RPG i Visual Novel, lecz nie dajcie się omamić: Period: Cube ma tylko ładne ubranko, pozostając czystą Visual Novel. Jest to dość rozczarowujące, bo takie połączenie wydaje się obiecujące, a zamiast tego mamy kolorowe paseczki HP i MP, ikonki ataków, nawet statusy, lecz na nic z tego nie mamy wpływu, a zmienia się to tylko wraz z tym, co dzieje się w historii. Oczywiście, jak na Visual Novel to całkiem fajna sprawa i doceniam ten zabieg, bo faktycznie dodaje atmosfery bycia w Arkadii, tylko szkoda, że to wszystko. Mimo to nie mogę w tym momencie nie wspomnieć, jak śliczny i świetnie przemyślany jest UI w Period: Cube. Całkowicie pasuje do świata przedstawionego w grze i jest bardzo przyjemny dla oka. Spędziłam naprawdę sporo czasu podziwiając zarówno UI, jak i całą oprawę wizualną gry, bo wszystko jest po prostu strasznie ładne. 
Odpowiedź brzmi: to czego wymaga wejście na drogę konkretnej postaci...
Kreska Kuroyuki czasem jest dość krzywa i nieanatomiczna, ale kolory i efekty tworzą razem całość, na którą mogę patrzeć i patrzeć. Muszę też dodać, że w grze jest dużo animacji, co nadaje wszystkiemu dużo dynamiki i nie pozwala się oczom przyzwyczaić do tego, co jest na ekranie, ułatwiając skupienie podczas dłuższych rozgrywek. To wszystko w połączeniu z (moim zdaniem, rzecz jasna) bardzo dobrą ścieżką dźwiękową w tle sprawia, że technicznie Period: Cube jest grą naprawdę świetną.
Jeśli ktoś na tym etapie myśli, że Period: Cube zapowiada się świetnie, to kładę smutno rękę na jego ramieniu. Niestety, Period: Cube fabularnie po prostu nie dorasta do poprzeczki, którą postawiły wszystkie inne elementy, stając się słabą grą w ślicznym opakowaniu. Jest to gigantyczna strata i patrząc na platynowe trofeum, które mam w tej grze, myślę tylko o tym, jak wiele potencjału zostało wrzucone w błoto podczas pisania tej gry. Sama ogólna fabuła, którą poznajemy na początku gry, jest dość ciekawa i interesująca. Mogła być naprawdę dobrze rozwinięta i dać nam historię pełną uczuć i pokazującą nam wartościowe lekcje o wierze w siebie, innych, a także wybaczeniu (próby podjęcia owych pojawiają się w grze, chwilami, zanim gra przypomina sobie, że jedyne, co interesuje graczy, to wyznania miłości, dramatyczne wyskakiwanie przed siebie aby obronić drugą osobę, oraz molestowanie Kazuhy). Niestety, zamiast tego dostajemy grę na poziomie, który osobiście mogę porównać do jednego – darmowych, mobilnych gier otome. Nie wiem jak dużo osób czytających tę recenzję zna te gry, lecz po moich kilkuletnich (i dość intensywnych) doświadczeniach z nimi mogę powiedzieć, że cechuje je bardzo płytka fabuła, bardzo stereotypowe postacie i nadmiar fanservice scen nie wnoszących absolutnie nic do historii. Trochę ładnych scen ku uciesze gracza to nic złego, lecz kiedy jednak wszystko jest sprowadzone do uroczych scen między bohaterką i chłopakiem, do którego zbliża się w danej drodze, pomijając zupełnie jakiekolwiek ciągi przyczynowo skutkowe oraz zdrowy rozsądek, staje się to po prostu nudne. Grą tego typu jest Period: Cube – w wielu momentach fabuła zostaje zupełnie porzucona na rzecz romantycznych momentów między Kazuhą, a chłopakami, którymi jest zainteresowana. 
Właściwie tylko drogi Libery, Hiroyi i Poyo-Poyo wystarczyłyby do poznania całej fabuły.
Nie mogę stwierdzić, że Period: Cube obiektywnie jest złą grą. Jest dużo osób, które lubi tę grę, a jestem pewna, że podobałaby się też wielu graczom o innych wymaganiach (na przykład fanom mobilnych gier otome, których mimo wszystko jest wiele). Oprócz tego, jeśli przymknąć oczy na momenty, które mnie osobiście sprawiały wiele bólu (typu kompletne ignorowanie Naprawdę Złych Rzeczy, które uczyniły niektóre postacie na rzecz oddawania się słodkiemu romansowi z nimi) w Period: Cube można znaleźć całkiem przyjemne elementy – całkiem sporo zabawnych scen i humoru, postacie, które da się polubić, a także złe zakończenia, które dla mnie miały dokładnie taki smak, jak powinna mieć cała gra (czyli niepokojący i zmuszający do refleksji na temat świata przedstawionego i postaci). Głównych i pobocznych bohaterów również da się lubić – osobiście miałam duży sentyment do praktycznie każdego, oprócz Shikiego (na którego najchętniej nałożyłabym zakaz zbliżania się do Kazuhy). 
BŁAGAM, niech ktoś da mu zakaz zbliżania się do Kazuhy. Proszę.
Mimo to, rozczarowuje brak widocznego ich rozwoju, który jest zamiast tego wmuszany w gracza perspektywą Kazuhy (typu „ojej, jak on się zmienił, zupełnie nowy człowiek!” kiedy jedyną zmianą było to, że teraz jest zakochany w głównej bohaterce i zwraca uwagę na to, co się z nią dzieje; gra rzecz jasna przedstawia nam to tak, że za bycie przeciętnym człowiekiem z empatią powinien dostać medal). Ze względu na to najbardziej przypadła mi do gustu droga Radiusa, która uratowała dla mnie trochę Period: Cube – po okropnej drodze Demento, a wcześniej dość nudnych drogach Astruma i Zaina moje rozczarowanie i poirytowanie było tak wysokie, że byłam gotowa wyrzucić grę przez okno. Później było już lepiej, gdyż historie Hiroyi i Libery również są całkiem w porządku. Odblokowana na koniec droga Poyo-Poyo wzbudziła we mnie tylko lekkie obrzydzenie, ale pocieszałam się, że to przynajmniej koniec. Bazując na swoich doświadczeniach, nie polecam korzystania z rekomendowanej kolejności przechodzenia dróg – zagranie Hiroyi pierwszego nie dość, że odkrywa prawie całą fabułę, to na dodatek powoduje nieuniknione rozczarowanie gorszymi drogami.
Podsumowując, jeśli miałabym jakoś określić Period: Cube jako grę otome, jest to gra po prostu przeciętna. Osoba przyzwyczajona do lepszych produkcji (jak Code: Realize, Collar X Malice, czy Hakuoki) najprawdopodobniej będzie rozczarowana. Ktoś nowy w świecie gier otome, bądź nie mający wysokich wymagań pewnie będzie dobrze się bawił. Ja na pewno odradzam kupienie tej gry za jej pełną cenę, gdyż jak na najdroższą grę otome ze wszystkich, które pojawiły się na PS Vita, jej jakość jest naprawdę niska. Tak czy inaczej – gra ograna, trofeum zdobyte, czas do pewnego stopnia zmarnowany, ale przynajmniej mam to już za sobą. Całe szczęście.

2 komentarze:

  1. Potwierdzam: byłam rozczarowana i do tego żal mi było tych 99 zł które na nią wydałam. Tak płaskiej pod względem charakteru bohaterki dawno nie widziałam. Na szczęście poprawiłam sobie smak Collar;Malice więc przeżyję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wydałam 160zł, żal jest intensywny... Gdyby nie moje kolekcjonerstwo gier otome pewnie próbowałabym desperacko sprzedać tę grę >.>
      Collar X Malice to zdecydowanie dobra pozycja, żeby zapomnieć o Period: Cube!

      Usuń